Pisałam już o zabawie w błocie oraz robieniu krzywych,
brzydkich pierników w pierwszej części o RB z punktu widzenia dziecka tutaj. Dostałam
od Was kilka naprawdę miłych komentarzy. Wy, Wasza aktywność i wiara w RB,
dajecie mi wsparcie. Pan Damian z NVC zadał mi trzy pytania, mianowicie:
1. Czy rodzice czegoś mi odmawiali, zakazywali
jakichś rzeczy? I jeśli tak, to rozmawiali z Tobą o tym, o uczuciach? Jak
patrzysz na to z perspektywy czasu?
2. Co wspominam najmilej?
3. Jest coś, co mi się nie podobało i z czym się
nie zgadzasz w podejściu mojej Mamy (do mnie)? (Na to pytanie odpowiem w
kolejnym poście. Nie chcę, by wpisy były zbyt długie.)
Odpowiedź na te pytania oraz inne fakty znajdziecie w tekście
poniżej.
O zakazach, nakazach i obowiązkach także planowałam napisać.
Niestety – żadnego zakazu nie mogę sobie przypomnieć (aż sama jestem
zszokowana, bo nie byłam tego świadoma). Nie miałam również typowych
obowiązków. Coś, co jednak zawsze w naszym domu było niezależnie to RYTUAŁY. Rytuały,
które sprawiały, że jako dziecko czułam się bezpiecznie i wcale nie byłam
pokrzywdzona (kiedyś i teraz także się nie czuję z tego powodu gorsza).
Przykładem może być wracanie do domu o 19. Jako, że wychowywałam się w bloku,
podwórko miałam wspólne z innymi dziećmi. Rówieśnicy spędzali na nim wiele
więcej czasu niż ja z siostrą i bawiły się do późna – niezależnie od roku
szkolnego czy wakacji. Ja jednak oglądałam wieczorynkę i szłam się kąpać. Tak
wyglądała cała moja podstawówka. Kiedy jeszcze nie chodziłam do szkoły, ale
także w klasach 0-4/5 Mama każdego wieczoru czytała nam książki. Miałyśmy swoje
ulubione, ale w najmłodszych latach poznałyśmy też klasykę – Małego Księcia,
Opowieść wigilijną, Dzieci z Bullerbyn, Anię z Zielonego Wzgórza oraz kilka
innych pozycji z listy lektur do podstawówki i gimnazjum. Poza tym, że
kochałyśmy, kiedy nam czytano na wieczór, miałyśmy ułatwione zadanie w szkole –
czytałam szybko i dla przyjemności, dokładnie znałam wydarzenia i z przyjemnością
odrabiałam lekcje. Nie miałam problemów.
Mama lekko przyswoiła nam wiedzę z wielu dziedzin. Uczenie się z przyrody było
dla mnie ogromną radością. Znałam wiele Parków Narodowych (zabijcie mnie, teraz wymienię tylko kilka), wiedziałam jakie
liście pochodzą z jakich drzew i które kwiaty są pod ochroną (tym akurat mogę
pochwalić się nadal). Cóż, może właśnie dlatego zabierano mnie na wszystkie
konkursy. Z czasów szkoły ważne jest jeszcze jedno – Mama nigdy nie odrabiała
za mnie lekcji. Nigdy nie pisała za mnie wypracowania, nigdy nie wyliczała za
mnie zadań i nigdy nie rysowała obrazków (mimo tego, że byłam beztalenciem).
Będąc dzieckiem czasami się złościłam, zwłaszcza, gdy w grę wchodziła plastyka.
Teraz Jej za to dziękuję. Nie ma w tym nic dobrego i nie lubię, gdy rodzice
odrabiają lekcje za swoje dzieci, bo „On(a) tego nie potrafi narysować”. Teraz
jestem zwolenniczką DIY, uwielbiam szyć i tworzyć. Co prawda nie zdarza mi się
rysować, ale pobawić się w robienie kartek na święta już owszem.
Po rozmowie z Mamą nt. zakazów w naszym domu, stwierdzam, że
nieźle sobie z nami radziła. Powiedziała, że gdy siadałyśmy przed telewizorem
starała się nas zająć czymś innym. „Idziemy na spacer” albo „Malujemy
farbkami?” zdawało się działać cuda, skoro nikt nie protestował J Mama pozwalała na
wiele, ale Dziadkowie podobno na wszystko (wcale nie biegałam z gołym tyłkiem
po domu i wcale nie wyrzucałam wszystkich ubrań z szafy J). Moja Rodzicielka mówiła, że
byłam grzeczna, a diabeł pojawiał się w jedne sytuacji: gdy miałam wyjść z wody
(nad jeziorem lub nad morzem). Podobno byłam sina z zimna, ale „Mamo, dam
radę!” i „Chcę popłynąć dalej!” nie skutkowały na moją korzyść.
Spontaniczność – ulubiona cecha w mojej Mamie. To najmilej
wspominam, to w niej kocham i na to liczę na przyszłość. Co z tego najczęściej
wynikało? Wyjazdy nad morze, zdecydowanie. Kontrolowane wagary także (cokolwiek
pomyślicie, mamy inne spojrzenie na szkołę – ten długi temat pozostawię na
następny post). Kontrolowane wagary to takie, z których nie wynikają kłopoty
ani późniejsze braki wiedzy, którą powinniśmy posiadać. Ze spontaniczności
wyniknął także koń. Ten stary Siwy przyjechał do nas, bo kiedy Mama usłyszała
(w rozmowie innych osób – wersja opowieści skrócona J), że ma pójść na rzeź.
Powiedziała: „Przywieźcie go do nas!”. Szczerze? Wszyscy baliśmy się go przez pierwsze
pół roku, nie wiedzieliśmy jak założyć kantar, a gdy nam uciekł – biegaliśmy za
nim z cukierniczką (to nie żart). Koń był przełomem w moim życiu. Zaczęłam się
interesować jeździectwem, później naturalnym zachowaniem koni, później
zadecydowałam o przejściu na wegetarianizm, napisałam przygodową książkę o
traktowaniu koni w szkółkach jeździeckich i… właśnie rozpoczynam studia na
fizjoterapii weterynaryjnej, aby móc pomagać i ulżyć w bólu schorowanym
zwierzętom (głównie koniom).
Reasumując: nie miałam zakazów i obowiązków w domu, ale
wszystko przebiegało sprawnie. Nie nadużywałam telewizji ani komputera.
Pierwsze, co robiłam, gdy wracałam ze szkoły: uczyłam się (do teraz mi to
zostało). Z wiekiem zaczęłam pomagać w pracach domowych i w tej chwili mogę (a
nawet chcę!) zrobić wszystko. Myślę, że dzięki temu mam czas. Mam czas na to,
żeby sprzątnąć u konia (tak, ja się zajmuję bieganiem z taczką, machaniem
widłami, umawianiem się z kowalem i weterynarzem oraz zamawianiem słomy i
siana), wyjść pobiegać, czytać książki i uczyć się. Dzięki temu, że miałam
wybór – telewizja lub książka, komputer lub koleżanki, siedzenie w domu lub
wyjście. Szybko nauczyłam się, co jest lepsze, ale przede wszystkim miałam
autorytet Mamy. Ona nigdy nie wymagała: „Powiedz dziękuję, powiedz poproszę,
powiedz to, powiedz tamto.” Ona pokazywała, jak to robić. „Czy mogłabyś podać
mi widelec, proszę?”, „Czy mogłabyś wynieść śmieci?”, „Czy masz czas dzisiaj
pójść z psem na spacer czy ja mam to zrobić?”. Jak człowiek ma wybór, to wybiera
lepszą drogę, uwierzcie. Kiedy czasami (może z trzy razy na cały etap mojej
dotychczasowej edukacji) powiedziała do mnie „Odrób lekcje”, wściekałam się.
Miałam ochotę wtedy nie uczyć się na złość Mamie. Kocham ją najmocniej, ale
chyba nikt nie lubi, kiedy mu się dyktuje? Dzięki, Mamo, że zawsze dawałaś
wybór. Dzięki, Mamo, że miałaś zaufanie do dziecka. Dzięki, Mamo, że nigdy mi
nie rozkazywałaś. Dzięki, Mamo, że Twoim postępowaniem wobec mnie, nauczyłaś
jak ja powinnam postępować wobec innych. „Kto na Ciebie kamieniem, Ty na niego
chlebem” – mówi zawsze Mama. Tego nauczyła Jej Mama i tego ja nauczę swoich
dzieci.
GRATULUJĘ wszystkim Rodzicom, którzy zdecydowali się na RB.
Jesteście wielcy!
Ach, a już miałam pytać jak Twoja Mama trafiła na RB, ale koniec posta mnie oświecił! :D
OdpowiedzUsuńTo, co piszesz o swoim dzieciństwie jest cudowne i gdybym tylko mogła być wychowywana raz jeszcze- chciałabym żeby wyglądało to tak jak u Ciebie. Nie słodzę, serio! <3
PS- zajrzałam na stronę, którą mi poleciłaś- kopalnia wiedzy! Z pewnością przyda mi się w pracy z dziećmi :D
O rany co za post......szkoda, ze babcia Teresa tego nie moze przeczytac....
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńDobrze, że udało mi się tu trafić.
Dziękuję!
To ja dziękuję!
UsuńDziekuje Ci bardzo za te serie wpisow jak i calego bloga. Trafilam tu z grupy fejsbukowej Rodzicielstwo Bliskosci. Moc przeczytac o tym jaka dojrzala i pelna osoba staje sie czlowiek wychowany z szacunkiem (prawdziwym, a nie udawanym, czy naciaganym) jest jak miod na moje serce. Czekam niecierpliwie na kolejne wpisy, przy okazji inspirujac sie kulinarnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i życzę powodzenia w kuchni (kuchnia wegańska jest zupełnie prosta) :)
UsuńPozdrawiam!
Droga Izabelo, Izo. Bardzo Ci dziekuję za to, że jesteś i mogłam się tyle dowiedzieć. Najwspanialsze jest to, że są ludzie wychowani w duchu rb. Mój mąż tak częściowo zostaĺ wychowany i sama widzę i doceniam jaki jest wyjątkowy. Dlatego moja teściowa (druga mama) jest dla mnie wzorem. Naszą córeczkę (i kolejne dzieci też) mamy właśnie zamiar wychować w duchu rb.
OdpowiedzUsuńPrzyznam Ci rację, że mając wybór jest dużo lepiej. Nikt nie lubi gdy mu się dyktuje czy rozkazuje, bądź cały czas wszystkiego zakazuje. Dlatego powinniśmy się nauczyć inaczej zwracać do samych siebie ( w domu czy nawet w pracy) co potem pomoże przy kontaktach z dziećmi. Gdy zacznę mężowi dawać wybór lub prosić o coś, na pewno chętniej zrobu to ja czym mi będzie zależało. Czyli zaczynać od podstaw. Dobry kontakt między rodzicami to dobry kontakt z dzieckiem. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko i czekam na kolejny, nowy wpis. Życzę wszystkiego co najlepsze.
To prawda. Wybór naprawdę wiele może zmienić. Ponadto stał się tematem do kolejnego wpisu (trzeciego) :)
UsuńChociaż minie jeszcze wiele czasu, zanim będę miała swoje dzieci, to wiem, że wychowam je zgodnie z RB i intuicją. Podziwiam Panią i wszystkich rodziców, którzy zamierzają tak zrobić :)
Życzę powodzenia, wytrwałości i wiele uśmiechu! Zdaje się Pani być taką ciepłą, rodzinną osobą :)
Będę się na pewno starała wychować moją córcię jak najlepiej.
UsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa. Proszę zwracaj się do mnie po imieniu. Jako "Pani" poczułam się bardzo staro, a ja wciąż jestem młoda. :)
Jeszcze raz wszystkiego dobrego życzę. Masz wspaniałą i wyjątkową Mamę.
Czekam na kolejny wpis :)
OdpowiedzUsuńNapisz też kilka słów o roli Twojego taty w RB? Wspierał? Był obojętny?
OdpowiedzUsuńDziękuję
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMogę odesłać Panią/Pana tutaj, do pierwszego postu nt. RB:
Usuńhttp://thesecretofhealing.blogspot.com/2014/09/rodzicielstwo-bliskosci-rb-w-moim-domu-1.html