Jakby sięgnąć pamięcią wstecz… to od zawsze jestem córunią Mamuni
J Niekiedy miałam chęci
gdzieś pojechać i zostać na noc, ale zawsze kończyło się płaczem. Wyjątkiem od
reguły byli Dziadkowie, którzy zabierali mnie często na weekendy. Tam nie
histeryzowałam. Ale… niech się lepiej wypowiedzą Ci, co musieli mnie bawić jak
zanosiłam się płaczem, hahaha! Od czego ma się rodzinę? No pewnie, że przy nich
wstydu nie było! Niestety, miejsce miał dzień szkolnej wycieczki do Warszawy
(dwudniowej!). Miałyśmy jechać we trójkę: ja, siostra i Mama. Tydzień przed
siostra złapała ospę. Totalna rozsypka. Jak ja zasnę bez Mamy?! Możecie mi
wierzyć lub też nie, ale poważnie się nad tym zastanawiałam. Będąc w szóstej
klasie podstawówki. Pojechałam wcześnie rano i wróciłam późno wieczorem
drugiego dnia. Przeżyłam. Nie narobiłam sobie wstydu i nie słuchałam od kolegów
„A Iza ryczała za Mamą na wycieczce!” J
Nie lubiłam zostawać nigdzie na noc, bo wieczorem, gdy przychodziła pora snu
zawsze przypominałam sobie Mamę, jak robi/przynosi mi kanapki. Albo myślałam
sobie, co byśmy robiły o tej godzinie? Oglądały wieczorynkę? Kąpały się? Może
czytały książki? Jeśli tak, to jakie? I wtedy zaczynała się rozpacz… I telefony
do Mamy, że córa chce wracać do domu J
Dzięki, Mamo, że mnie odbierałaś… Dzięki, moje Ciocie, że mimo tego
zabierałyście mnie do siebie drugi, trzeci i piąty raz! J
Oczywiście… że nie ma wyjazdu bez zabawek! Dokładniej:
lalek, ciuchów, buteleczek, szczotek, wózków, nosidełek i całej reszty
akcesoriów. Nasze lalki były z nami wszędzie. W lesie, kąpały się w morzu, w
wannie, przejechały tyle samo kilometrów samochodem co i my… Były nawet dwa
razy w Anglii. I w Niemczech też były! Co więcej, lalki i wszelkie, niezbędne
do nich rzeczy miały nawet swoją walizkę. Tak. Te lalki nawet promem płynęły J W domu musiały być
traktowane z należytym im szacunkiem! Przez każdego, oczywiście. A gdy któraś
spadła/uderzyła się/wypadła z wózka/spadła z roweru tradycyjnie musiała
nastąpić minuta ciszy.
Będąc przy temacie, nawiążę do sytuacji z czwartku. Wysiadam
z tramwaju, idę pełną ulicą Bydgoszczy, prawie równo z pewną matką i jej córką
(na moje oko 6-7 lat). Dziewczynka pyta: Mamo, a dlaczego tramwaj robi jak
dzwoneczek?”, na co mama odpowiedziała: „Bo tak”. Wiecie co? Nie mam pewności
jaką ja będę matką, czy będę miała cierpliwość, czy będę potrafiła odpowiedzieć
na pytania dziecka i zaspokoić jego ciekawość… Ale czy tramwajowy dzwonek naprawdę musiał
sprawić tyle problemu? Jak to Mama mówi „Nie sztuką jest mieć dziecko. Sztuką
jest je dobrze wychować” J
Kocham swoje życie i myślę, że nie bez powodu. Dzięki długim
rozmowom w domu, między sobą, po prostu i najzwyczajniej w świecie dajemy sobie
siłę. Przesyłamy pozytywną energię. Pozwalamy ŻYĆ sobie nawzajem. Każdy robi,
co kocha, co chce. Każdy spełnia swoje marzenia, ale pomaga też spełniać je
drugiej osobie. Nie uśmiechamy się wciąż i nie wmawiamy sobie, że wszystko co
robimy, jest słuszne i wspaniałe. Rodzina jest też po to, aby postawić się do
pionu. Musi być ktoś, kto powie nam coś wprost. Nie upokarza, tylko mówi. Mówi,
że coś jest nie tak i trzeba to zmienić. Jest problem i trzeba go rozwiązać.
Nie boimy się mówić. Nikt nas za to nie zabije, nikt nie urwie nam głowy, nikt
na nas nie nakrzyczy. Pytamy. Zawsze pytamy, bo nie ma głupich pytań. Nie
naśmiewamy się ze swoich ambicji, co uważam za szczególnie ważne i rzadkie w
rodzinach. Nie wstydzę się, że chcę robić brzuszki, nawet jeżeli tylko 10
dziennie. To mój pomysł na to, żeby małymi kroczkami dojść do lepszej kondycji
i wysportowanego ciała. Nie wstydzę się, że chodzę do biblioteki i przywożę
pociągiem książki, które później trzymam miesiąc, ale zaglądam tylko do połowy.
Nikt sobie ze mnie nie żartuje (tzn. nie zniechęca), że wypożyczam książki i
ich nie czytam. Dla mnie w ogóle sukcesem jest, że przebrnęłam przez jeden tom,
w reszcie oglądam obrazki i schematy J
Wiecie co? My się po prostu kochamy. Może się dziać
wszystko, ale my będziemy zawsze (przynajmniej takie mamy poczucie!).
Najważniejsze, abyśmy wszyscy byli zdrowi, tak mówi Mama. Do naszego domu chce
się wracać. Chce się żyć! Jesteśmy dla siebie. Życie to nie tylko sukienki,
talerze do kompletu i wieczny porządek… dlatego przez nasz dom przewija się
tyle zwierząt (i ludzi też). I nie wszyscy muszą to rozumieć, ale: życie w
miłości jest zdecydowanie piękniejsze. I nie jest zakłamane.
Inspirujcie się do lepszego, prawdziwego życia! Jakkolwiek.
Odważcie się otworzyć. Odważcie się walczyć o siebie! Życie nie musi być szarą
bluzką i niewygodnymi dżinsami (które są markowe i były drogie, więc je
ponoszę). Ono powinno być zwiewną, kolorową sukienką, idealnie do nas
dopasowaną!
Cieszę się, że ze mną jesteście! J
U mnie zwykle było tak, że nie ryczałam bo nie chciałam żeby ktoś się ze mnie śmiał. Czasami chyba miałam też coś takiego że chciałam pokazać, że jestem doroślejsza niż powinnam być xD Teraz dopiero wiem i rozumiem, że płakanie za mamą to normalny objaw i dobrze, że płakałaś nawet jeśli ktoś tam się śmiał. mamę ma się tylko jedną <3
OdpowiedzUsuńTo już koniec serii? Nie jestem pewny czy odpowiedziałaś na moje pytanie "Jest coś, co ci się nie podobało i z czym się nie zgadzasz w podejściu do Ciebie Twojej mamy?" Może przeoczyłem?
OdpowiedzUsuńNie, nie odpowiedziałam na nie. Wciąż mi nie pasowało do żadnego wpisu :) Planuję jednak powrócić do serii o RB, ale muszę przeżyć pierwsze kolokwia na studiach :)
UsuńZastanawiałam się mimo tego nad pytaniem i ciężko znaleźć coś, co mi się nie podobało, ale jedna rzecz by była :)